Ciemno. Głucho. Wilgoć powietrza, odór gnijących liści i zapach ziemi wtrącający się do nozdrzy.
Lepkość. Lepkość ciała, oślizgłość ścian.
Pierwszym wrażeniem jakim pamiętam, było uczucie unoszenia się w czasoprzestrzeni, jak płód w łonie lub rzucony na pastwę kosmosu astronauta. Po niedługiej chwili zmysły zdawały się uspokajać. Poczułem pewny grunt pod sobą i okropny ból. Wszystko mnie bolało. Czułem nawet ból części ciała, których nie posiadałem.
Aby nabrać trochę orientacji i informacji o miejscu,w którym się znajduję rozejrzałem się. Ale to nic nie dało, otaczała mnie kompletna ciemność, która wydawała się.. ciasna. Palcami niepewnie zbadałem podłoże. Mokre, śluzowate, drobny żwirek, niezidentyfikowane coś, błotko. Przeszkoda, przeszkoda przed palcami, równie mokra i śluzowata, gładka i chropowata jednocześnie, znajome.. cegła. Kolejna, dookoła cegła, okrąg koło, zatacza się, uroboros nie ma krawędzi. Góra.
Po chwili wzrok zdawał przyzwyczajać do ciemności, a nad sobą ujrzałem małe białe punkciki. Gwiazdy! Nocne niebo i gwiazdy. Wiem już wszystko.
Jestem w studni.
Głębokiej studni. Nie widziałem nigdy w sąsiedztwie żadnej studni. Nawet nie wydaje mi się, aby szedł w okolicach, gdzie mogłaby znajdować się studnia. Właściwie gdzie mogłem iść? I skąd? Ach, ból głowy. Mózg kategorycznie zabraniał mi na takie ekscesy pamięciowe.
Chyba właśnie powinienem zastanowić się, jak tu do cholery się znalazłem.
Chyba właśnie powinienem zastanowić się, kim do cholery jestem.
Ale najpierw usiądę.