Ciemno. Głucho. Wilgoć powietrza, odór gnijących liści i zapach ziemi wtrącający się do nozdrzy.
Lepkość. Lepkość ciała, oślizgłość ścian.
Pierwszym wrażeniem jakim pamiętam, było uczucie unoszenia się w czasoprzestrzeni, jak płód w łonie lub rzucony na pastwę kosmosu astronauta. Po niedługiej chwili zmysły zdawały się uspokajać. Poczułem pewny grunt pod sobą i okropny ból. Wszystko mnie bolało. Czułem nawet ból części ciała, których nie posiadałem.
Aby nabrać trochę orientacji i informacji o miejscu,w którym się znajduję rozejrzałem się. Ale to nic nie dało, otaczała mnie kompletna ciemność, która wydawała się.. ciasna. Palcami niepewnie zbadałem podłoże. Mokre, śluzowate, drobny żwirek, niezidentyfikowane coś, błotko. Przeszkoda, przeszkoda przed palcami, równie mokra i śluzowata, gładka i chropowata jednocześnie, znajome.. cegła. Kolejna, dookoła cegła, okrąg koło, zatacza się, uroboros nie ma krawędzi. Góra.
Po chwili wzrok zdawał przyzwyczajać do ciemności, a nad sobą ujrzałem małe białe punkciki. Gwiazdy! Nocne niebo i gwiazdy. Wiem już wszystko.
Jestem w studni.
Głębokiej studni. Nie widziałem nigdy w sąsiedztwie żadnej studni. Nawet nie wydaje mi się, aby szedł w okolicach, gdzie mogłaby znajdować się studnia. Właściwie gdzie mogłem iść? I skąd? Ach, ból głowy. Mózg kategorycznie zabraniał mi na takie ekscesy pamięciowe.
Chyba właśnie powinienem zastanowić się, jak tu do cholery się znalazłem.
Chyba właśnie powinienem zastanowić się, kim do cholery jestem.
Ale najpierw usiądę.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czas. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czas. Pokaż wszystkie posty
8 lipca 2017
10 czerwca 2016
Brak czasu
Nie zrobiłem tego, bo nie mam czasu.
Nie zdążyłem, bo nie mam czasu.
Nie dokończyłem, bo nie mam czasu.
Nie mam czasu, bo nie mam na to czasu.
Czas czas czas. Jego problem natury matematycznej czy filozoficznej jest z przyjemnością molestowany przez matematyków czy filozofów od tysiącleci.
Nienamacalny, niewidoczny, a jak jego brak to efekty jak najbardziej widoczne i ba, nawet sprawiają ból oraz niezadowolenie.
Lecz spojrzę na czas bardziej w kontekście, który nas bezpośrednio dotyczy. Codzienność. Codzienny czas, wersja basic.
Ostatnio przyszło mi się zastanawiać, dlaczego wszystko robię w pośpiechu, czasem byle jak, rezygnuje z niektórych rzeczy. I oczywiście automatycznie przyszła odpowiedź "bo nie mam czasu".
Cholera, tak sobie myślę, cholera. Dzień ma 24 godziny. Nie licząc czasu na sen, który i tak jest bezsensowny bo nie ważne ile dane byłoby mi spać, i tak się nie wyśpię, to pozostaje cholera, cholernie duży kawał czasu, który gdzieś umyka.
Może dana pora dnia, czy wyróżnione godziny mają inne tempo przemijania? To całkiem możliwe. Jak tak patrze na wszystko.. taka odpowiedź byłaby jak najbardziej logiczna.
Oczywiście, wiele w trakcie dnia zrobię, czasem więcej czasem mniej. Ale czuje jakiś niedosyt. Brakuje mi czegoś w trakcie swojego codziennego dnia. Nie chcę fajerwerków, nie chcę niesamowitej niesamowitości, nie muszę tego mieć w prozie dnia codziennego. Ale coś co.. we mnie, w środku. Ah, już nie wiem. Może za dużo wymagam? Ale dużo wymagać to nic negatywnego.. prawda?
Mogłoby to być lepiej napisane, ale nie mam czasu.
Nie zdążyłem, bo nie mam czasu.
Nie dokończyłem, bo nie mam czasu.
Nie mam czasu, bo nie mam na to czasu.
Czas czas czas. Jego problem natury matematycznej czy filozoficznej jest z przyjemnością molestowany przez matematyków czy filozofów od tysiącleci.
Nienamacalny, niewidoczny, a jak jego brak to efekty jak najbardziej widoczne i ba, nawet sprawiają ból oraz niezadowolenie.
Lecz spojrzę na czas bardziej w kontekście, który nas bezpośrednio dotyczy. Codzienność. Codzienny czas, wersja basic.
Ostatnio przyszło mi się zastanawiać, dlaczego wszystko robię w pośpiechu, czasem byle jak, rezygnuje z niektórych rzeczy. I oczywiście automatycznie przyszła odpowiedź "bo nie mam czasu".
Cholera, tak sobie myślę, cholera. Dzień ma 24 godziny. Nie licząc czasu na sen, który i tak jest bezsensowny bo nie ważne ile dane byłoby mi spać, i tak się nie wyśpię, to pozostaje cholera, cholernie duży kawał czasu, który gdzieś umyka.
Może dana pora dnia, czy wyróżnione godziny mają inne tempo przemijania? To całkiem możliwe. Jak tak patrze na wszystko.. taka odpowiedź byłaby jak najbardziej logiczna.
Oczywiście, wiele w trakcie dnia zrobię, czasem więcej czasem mniej. Ale czuje jakiś niedosyt. Brakuje mi czegoś w trakcie swojego codziennego dnia. Nie chcę fajerwerków, nie chcę niesamowitej niesamowitości, nie muszę tego mieć w prozie dnia codziennego. Ale coś co.. we mnie, w środku. Ah, już nie wiem. Może za dużo wymagam? Ale dużo wymagać to nic negatywnego.. prawda?
Mogłoby to być lepiej napisane, ale nie mam czasu.
15 maja 2016
Płacz
Istnieje wiele rodzajów płaczu. Ostatnio nawet zauważyłem, że istnieje wiele rodzajów wielu rzeczy. Nie wiem, czy to wynika z pewnego rodzaju otwartości, ale nie ważne. Ah, rozpraszam się, pieką mnie oczy. Zacznijmy jeszcze raz.
Istnieje wiele rodzajów płaczu. Płacz z tęsknoty, płacz cierpienia i bólu, płacz z radości, płacz wzruszenia. Jest tego znacznie więcej i żaden nie jest Ci obcy.
Ostatnio dane było mi poznać kolejny rodzaj płaczu. Zaliczę to jako osobiste, małe odkrycie. Oczyszczający płacz. Przemieszany z tęsknotą. Ale tęsknotą za tym, co nie istnieje. Za człowiekiem, którym być chcę, a którym wiem, że nie będę bo nie mam na tyle siły. Może właśnie z tej frustracji spociły mi się oczy. W tym płaczu charakterystyczne jest to, ze nie odczuwa się smutku. Za to przyprawiony jest przerażeniem. W moim przypadku, ów przestrach wyniknął z tego, że dotarło do mnie jaki czas jest nieubłagany i nie patrząc na nic oraz nikogo pędzi do siebie. A co ja mogę, czas istnieje od dawna, istnieć będzie jeszcze długo. A ja nie mam możliwości z nim walczyć, więc może właśnie to poczucie bezsilności wywołało u mnie pot oczu.
Pytanie: Czy taki płacz jest dobry? Czy ma jakiś sens? Warto go praktykować?
Odpowiedź: Nie jest dobry. Nie ma sensu. Nie warto go praktykować.
Ale wiele rzeczy jest nie dobrych i bez sensu, a ja je praktykuje. Więc dlaczego mój nowy płacz miałby być wyjątkiem.
Zapłacze, chce mi się płakać. Wtedy czuje, że uchodzi ze mnie zło.
A ty jak płaczesz?
Istnieje wiele rodzajów płaczu. Płacz z tęsknoty, płacz cierpienia i bólu, płacz z radości, płacz wzruszenia. Jest tego znacznie więcej i żaden nie jest Ci obcy.
Ostatnio dane było mi poznać kolejny rodzaj płaczu. Zaliczę to jako osobiste, małe odkrycie. Oczyszczający płacz. Przemieszany z tęsknotą. Ale tęsknotą za tym, co nie istnieje. Za człowiekiem, którym być chcę, a którym wiem, że nie będę bo nie mam na tyle siły. Może właśnie z tej frustracji spociły mi się oczy. W tym płaczu charakterystyczne jest to, ze nie odczuwa się smutku. Za to przyprawiony jest przerażeniem. W moim przypadku, ów przestrach wyniknął z tego, że dotarło do mnie jaki czas jest nieubłagany i nie patrząc na nic oraz nikogo pędzi do siebie. A co ja mogę, czas istnieje od dawna, istnieć będzie jeszcze długo. A ja nie mam możliwości z nim walczyć, więc może właśnie to poczucie bezsilności wywołało u mnie pot oczu.
Pytanie: Czy taki płacz jest dobry? Czy ma jakiś sens? Warto go praktykować?
Odpowiedź: Nie jest dobry. Nie ma sensu. Nie warto go praktykować.
Ale wiele rzeczy jest nie dobrych i bez sensu, a ja je praktykuje. Więc dlaczego mój nowy płacz miałby być wyjątkiem.
Zapłacze, chce mi się płakać. Wtedy czuje, że uchodzi ze mnie zło.
A ty jak płaczesz?
9 listopada 2015
Jesień
Jesień to najwspanialszy wspaniały czas w całym roku. Wszystko umiera aby odpocząć i narodzić się ponownie.
Apoteozę zmarnowanego czasu najlepiej kultywować właśnie jesienią.
Jesień bardzo dużo daje organizmowi, ale i wiele odbiera. Melancholia i zamyślenie idealnie komponują się z szarą, mokrą glebą oraz żółtymi plamami liści. Jednakże, ból egzystencjalny rozchodzi się po kończynach jak choroba, odbiera siły do działania. Co robić? W takim przypadku najlepiej wyprostować zawsze krzywy kręgosłup, wbić sobie do głowy wiadomość o treści: Że będzie dobrze. Wszystko minie.
Jestem dumnym człowiekiem, ponieważ mój smutek i "humory" i samopoczucia są na tyle klarowne, silne i destruktywne, że wiem jak się z nimi obchodzić. Stan pod depresyjny nie jest dla mnie czymś strasznym, ponieważ znam go. Znam na wylot. Nieco się różny od poprzednich, ale zawsze wchodzi o to samo. Więc nie robię nic, tylko czekam. Wybieram bierność. Wybieram tą opcje. Nie ma w jesiennych stanach ani
białego
ani
czarnego
jest
szary.
Szary to czekanie. Czekam.
Apoteozę zmarnowanego czasu najlepiej kultywować właśnie jesienią.
Jesień bardzo dużo daje organizmowi, ale i wiele odbiera. Melancholia i zamyślenie idealnie komponują się z szarą, mokrą glebą oraz żółtymi plamami liści. Jednakże, ból egzystencjalny rozchodzi się po kończynach jak choroba, odbiera siły do działania. Co robić? W takim przypadku najlepiej wyprostować zawsze krzywy kręgosłup, wbić sobie do głowy wiadomość o treści: Że będzie dobrze. Wszystko minie.
Jestem dumnym człowiekiem, ponieważ mój smutek i "humory" i samopoczucia są na tyle klarowne, silne i destruktywne, że wiem jak się z nimi obchodzić. Stan pod depresyjny nie jest dla mnie czymś strasznym, ponieważ znam go. Znam na wylot. Nieco się różny od poprzednich, ale zawsze wchodzi o to samo. Więc nie robię nic, tylko czekam. Wybieram bierność. Wybieram tą opcje. Nie ma w jesiennych stanach ani
białego
ani
czarnego
jest
szary.
Szary to czekanie. Czekam.
4 czerwca 2015
Dziennik z wyciszenia #1
Tutaj jest bardzo pięknie. Jestem w Tutaj. W Tutaj
dzisiejsza noc nie należała do spokojnych. Deszcz na zmianę z porywistym wiatrem
wariował za oknem. Miałem mały problem ze spaniem. Kiedy budził mnie deszcz,
usypiał mnie wiatr. Ta istna sinusoida za skutkowała okropnym
niewyspaniem.
Rano zrobiłem bardzo
dokładnie trzy serie ćwiczeń rozciągających. Umyłem sumiennie wszystkie zęby i
wyczyściłem uszy. Na śniadanie zjadłem grzanki z dżemem porzeczkowym i wypiłem
słabą kawę.
Dziś postanowiłem zbadać najbliższą okolice. W końcu spędzę Tu trochę czasu.
Tutaj wszystkie ścieżki są mniej wydeptane. Drzewa wydają się masywniejsze, ich liście grubsze, soczyste i zielone. Tafla jeziora mieni się odcieniami szarości. Idealnie pasuje do brudnego piasku, pełnego łabędzich odchodów. Nigdy nie przypuszczałem, że łabędzie gówno jest porównywalne wielkością do gówna małych psów. Duży łabędź, mały pies.
Ciekawym obiektem w okolicy są ruiny budowli na kształt małego zamku. Rude gołe cegły zachęcają mnie do eksploracji zgliszczy, lecz tabliczka z krzyczącym hasłem "UWAGA GROZI ZAWALENIEM" nieco onieśmiela moje chęci. Jeszcze nie wiem czy posłucham chorej ciekawości czy zakazu.
Chciałbym zobaczyć więcej. Tutaj jest bardzo wielkie w swojej maleńkości. Lecz czuje, że na dziś wystarczy. Wydaje się, że to mało ale jest dużo.. dużo zanadto. Mam nadzieje na odnalezienie ciszy. Tak, to dobre miejsce do szukania ciszy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)