Rozmowa z przyjacielem.
-Wiesz co, muszę Ci coś powiedzieć..
-Hm?
-Dochodzę do wniosku, że życie serio jest piękne.
-Yhym.
-Jest wspaniałe, w samej swojej istocie. Katastrofy, choroby, tragedie, zawody.. a mimo to wiem, że ma w sobie to piękno..
-Hm..
-...ale nadal jest mi smutno. Czuje ten marazm. Strach, że ominie mnie jego piękno, że nie dostrzegam tego w codzienności.
-Aha.
-Powiesz mi coś wreszcie?!
Przyjaciel w końcu zerknął na mnie kątem oka. Porzucił lipowy patyk, którym ciągle grzebał w ognisku bez celu.
-Podasz mi wody?- poprosił. Podaję. -Zgadzam się, ale też Cię nie rozumiem. -Łyk wody. -Czasem wydaje mi się, że za dużo o tym wszystkim myślisz, mój drogi przyjacielu. -Łyk. -Jest to twoje przekleństwo. Czujesz się w tym samotny i zapominasz, że każdy toczy walkę, o której nie masz pojęcia.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozkmina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozkmina. Pokaż wszystkie posty
31 stycznia 2019
12 października 2015
Wywiad ze Słabością
-Witam Słabość, dziękuje za przyjęcie zaproszenia na ten wywiad.
-Ale to ja dziękuje. Nikt nigdy nie chce ze mną rozmawiać, co jest niezwykle zabawne.
-Dlaczego?
-Ponieważ nikomu nie jestem obca.
-Nie istnieje człowiek, który nigdy nie miał do czynienia ze Słabością?
-Tak. Choć ludzie próbują walczyć, zdobywają siłę i prowadzą swoje życie tak, aby mnie omijać. Nie mam nic przeciw temu. Każdy jest kowalem własnego losu.
-Kogo najczęściej dotyka Słabość?
-Słabych ludzi hehe, nie no, teraz na poważnie. Ludzi niestabilnych emocjonalnie, wrażliwych, nie wierzących w siebie. Często też nie jest obca osobą, które zmieniają coś ważnego w swoim życiu lub zaczynają nowy etap.
-A to interesujące, dlaczego tak się dzieje?
-Ponieważ ludzie boją się zmian. Boją się, że nowa przyszłość może być dla nich nieszczęśliwa. Przecież kto by nie wolał nieco marne, nudne ale ustabilizowane życie? Wiesz, wydeptane stare kapcie, ciepłą bezczynność? Ludzie odważni, nawet nieco szaleni śmiałabym powiedzieć, kroczą przez swoje życie rozpychając się ramionami w nowych okolicznościach. I to właśnie tacy ludzie osiągają sukces, właśnie o takich piszą książki.
-No ale pewnie nie zawsze tak bywa.
-Oczywiście! Mówię bardzo ogólnikowo.
-Dobrze, kolejne pytanie, jaką przestrzeń najbardziej ukochała sobie Słabość?
-Noc, kiedy ciemność cię otula a myśli i duchy z przeszłości atakują.
-A jacy ludzie są najbardziej podatni?
-Każdy bez wyjątku. Lecz jeżeli musiałabym już udzielić konkretnej odpowiedzi stawiałabym na młodych, dojrzewających ludzi.
-Możesz wyjaśnić dlaczego akurat taki typ?
-Młodzi ludzie są zazwyczaj puszczeni na "głęboką wodę". Przeżywają czas, kiedy rodzicielska pępowina zostaje odcięta i muszą zetknąć się z nowościami, z dorosłością. To jest to o czym wcześniej wspominałam, nowości.
-Kolejne pytanie, które nurtuje wielu ludzi. Czy to prawda, że słabość idzie w parze z samotnością?
-Coś w tym jest, że słabości często towarzyszy samotność. Może to przez to, że brak nam wsparcia od drugiej osoby? Życiowej energii?
-Wychodzi na to, że człowiek to zwierze stadne, i aby być silnym trzeba działać w grupie?
-Nie, wydaje mi się, że to za ostre słowa. O, przypomniał mi się nawet pewien cytat. Chodziło w nim o to, że osoba która sprawia, że jesteś silniejszy jest też twoją największą słabością.
-To chyba po prostu miłość.
-Chyba tak, hahaha.
-Jestem mile zaskoczona. Jak na Słabość, jesteś dość radosnym bytem.
-Niepoprawnie wszyscy łączą słabość ze smutkiem. Nie ma na to zasady. Za uśmiechami szerokimi i sztucznymi chowa się wątłość, cherlactwo psychiczne.
-Po tym wszystkim co mówisz, mam odczucie, ze każdy jest naznaczony. Jak walczyć ze słabością?
-Wszyscy i wszystko jest naznaczone z chwilą narodzin i powstania. Do walki jest potrzebny bardzo spersonalizowany rynsztunek. Ile ludzi, tyle przepisów. Wiesz o co mi chodzi? Trzeba odnaleźć złoty środek, aurea medioctritas.
-Dlaczego więc ludzie boją się szukać?
-Potrzebny jest, powiem kolokwialnie, kop w dupe. Mocny kopniak od życia. Brutalne, ale skuteczne. Jest to bardzo trudne, zgodzę się. Aby zacząć pokonywać swoje słabości trzeba je dogłębnie poznać. Poznać swojego wroga. Jest jeszcze jedna kwestia, o której maluczcy zapominają.
-Jaka?
-Nie wolno w tej walce zapominać o swojej sile. Każdy ją ma, dlaczego ludzie myślą, że nie? Nie rozumiem. Każdy posiada w głębi siebie siłę, którą może wykorzystać do prowadzenia swojego życia na własny sposób. Często przeszkadzają nam czynniki zewnętrze, od nas nie zależne, lecz czy otaczająca nas rzeczywistość nie jest w większym procencie czymś, czym sami za wykreowanie jej, byliśmy w pewnym momencie naszego życia odpowiedzialni?
-Wydaje mi się, że tym pytaniem retorycznym możemy zakończyć nasz krótki wywiad. Dziękuje bardzo za poświęcony czas.
-Miło mi, dziękuje.
-Ale to ja dziękuje. Nikt nigdy nie chce ze mną rozmawiać, co jest niezwykle zabawne.
-Dlaczego?
-Ponieważ nikomu nie jestem obca.
-Nie istnieje człowiek, który nigdy nie miał do czynienia ze Słabością?
-Tak. Choć ludzie próbują walczyć, zdobywają siłę i prowadzą swoje życie tak, aby mnie omijać. Nie mam nic przeciw temu. Każdy jest kowalem własnego losu.
-Kogo najczęściej dotyka Słabość?
-Słabych ludzi hehe, nie no, teraz na poważnie. Ludzi niestabilnych emocjonalnie, wrażliwych, nie wierzących w siebie. Często też nie jest obca osobą, które zmieniają coś ważnego w swoim życiu lub zaczynają nowy etap.
-A to interesujące, dlaczego tak się dzieje?
-Ponieważ ludzie boją się zmian. Boją się, że nowa przyszłość może być dla nich nieszczęśliwa. Przecież kto by nie wolał nieco marne, nudne ale ustabilizowane życie? Wiesz, wydeptane stare kapcie, ciepłą bezczynność? Ludzie odważni, nawet nieco szaleni śmiałabym powiedzieć, kroczą przez swoje życie rozpychając się ramionami w nowych okolicznościach. I to właśnie tacy ludzie osiągają sukces, właśnie o takich piszą książki.
-No ale pewnie nie zawsze tak bywa.
-Oczywiście! Mówię bardzo ogólnikowo.
-Dobrze, kolejne pytanie, jaką przestrzeń najbardziej ukochała sobie Słabość?
-Noc, kiedy ciemność cię otula a myśli i duchy z przeszłości atakują.
-A jacy ludzie są najbardziej podatni?
-Każdy bez wyjątku. Lecz jeżeli musiałabym już udzielić konkretnej odpowiedzi stawiałabym na młodych, dojrzewających ludzi.
-Możesz wyjaśnić dlaczego akurat taki typ?
-Młodzi ludzie są zazwyczaj puszczeni na "głęboką wodę". Przeżywają czas, kiedy rodzicielska pępowina zostaje odcięta i muszą zetknąć się z nowościami, z dorosłością. To jest to o czym wcześniej wspominałam, nowości.
-Kolejne pytanie, które nurtuje wielu ludzi. Czy to prawda, że słabość idzie w parze z samotnością?
-Coś w tym jest, że słabości często towarzyszy samotność. Może to przez to, że brak nam wsparcia od drugiej osoby? Życiowej energii?
-Wychodzi na to, że człowiek to zwierze stadne, i aby być silnym trzeba działać w grupie?
-Nie, wydaje mi się, że to za ostre słowa. O, przypomniał mi się nawet pewien cytat. Chodziło w nim o to, że osoba która sprawia, że jesteś silniejszy jest też twoją największą słabością.
-To chyba po prostu miłość.
-Chyba tak, hahaha.
-Jestem mile zaskoczona. Jak na Słabość, jesteś dość radosnym bytem.
-Niepoprawnie wszyscy łączą słabość ze smutkiem. Nie ma na to zasady. Za uśmiechami szerokimi i sztucznymi chowa się wątłość, cherlactwo psychiczne.
-Po tym wszystkim co mówisz, mam odczucie, ze każdy jest naznaczony. Jak walczyć ze słabością?
-Wszyscy i wszystko jest naznaczone z chwilą narodzin i powstania. Do walki jest potrzebny bardzo spersonalizowany rynsztunek. Ile ludzi, tyle przepisów. Wiesz o co mi chodzi? Trzeba odnaleźć złoty środek, aurea medioctritas.
-Dlaczego więc ludzie boją się szukać?
-Potrzebny jest, powiem kolokwialnie, kop w dupe. Mocny kopniak od życia. Brutalne, ale skuteczne. Jest to bardzo trudne, zgodzę się. Aby zacząć pokonywać swoje słabości trzeba je dogłębnie poznać. Poznać swojego wroga. Jest jeszcze jedna kwestia, o której maluczcy zapominają.
-Jaka?
-Nie wolno w tej walce zapominać o swojej sile. Każdy ją ma, dlaczego ludzie myślą, że nie? Nie rozumiem. Każdy posiada w głębi siebie siłę, którą może wykorzystać do prowadzenia swojego życia na własny sposób. Często przeszkadzają nam czynniki zewnętrze, od nas nie zależne, lecz czy otaczająca nas rzeczywistość nie jest w większym procencie czymś, czym sami za wykreowanie jej, byliśmy w pewnym momencie naszego życia odpowiedzialni?
-Wydaje mi się, że tym pytaniem retorycznym możemy zakończyć nasz krótki wywiad. Dziękuje bardzo za poświęcony czas.
-Miło mi, dziękuje.
22 kwietnia 2015
Morze
Powietrze jest bardzo nagrzane. Widzę jak drga. Nie
potrzebne jest oko kamery aby to uchwycić, ja to widzę.
Dlaczego nie chcesz usiąść na gorącym piasku obok mnie?
Przeczesuje powoli sypkie ciało pomiędzy palcami, czekając na ciebie. Jedyne co
mi towarzyszy to krzyk mew i białe bezbronne kształty muszli. Leżą w ogromie
ziaren piasku i patrzą na mnie łagodnymi oczami. Twarde, suche i takie małe.
Ale idealnie pasują do całej scenerii i nagrzanego powietrza.
Głaszczę otwartą dłonią szorstki piasek. Wbijam z wolna
palce w jego wnętrze. Coraz głębiej i zacieklej, aby poczuć przyjemne zimno.
Niepasujące uczucie przeszywa moje ciało, uderza z podwojoną siłą. Ciepło jest Złe, że chcę je zdradzić.
Naprzeciwko morze. Nie wiem jak się na nie patrzeć. Uczę się
badać je wzrokiem na własny sposób. Powstało tyle wspaniałych wierszy, obrazów,
fotografii i filmów gdzie morze rozpatrywano na różnych płaszczyznach. Morze
łączy kochanków i dzieli. Przywraca wspomnienia i pozwala zapomnieć. Niepokoi i
odpręża. Jak najzwyklejszy zbiornik wodny, który powstał za pomocą
nieromantycznych fizycznych i biologicznych procesów, o obrzydliwym słonym
smaku, gdzie ryby i inne zwierzęta tylko żrą i srają, może wzbudzić tak
wspaniałe i wzniosłe uczucia? Lub nie budzić ich wcale? Kocham morze stoją na
suchym lądzie. Kocham widok morza, ale tylko na jego powierzchni. Moje morze to
tylko siatka fal i przestrzeń pomiędzy niebem a słońcem i linia horyzontu.
Tylko tyle morza znam i tylko tyle pokochałam. Nic więcej. Nie ma nic ponadto.
Nigdy nic nie ma.
Powietrze jest bardzo nagrzane i drga. Nie potrzebne jest
oko kamery aby to uchwycić, ja to widzę. I ty to zobaczysz.
12 kwietnia 2015
Dysonantysta od dysonansu. Wieś a miasto. Ah. Jak ładnie.
Zazdroszczę ludziom, którzy są klarowni. Lubią gorące, nie
lubią zimnego. Lubią białe, nie lubią czarnego. Lubią wieczory, nie lubią
poranków. Lubią duże, nie lubią małe. Nie ma nic pomiędzy. Nie ma letniego,
szarego, południa, średniego.
Jestem człowiekiem pełnym dysonansów. Lubię i nienawidzę
wszystko tak samo. Potrafię znaleźć piękno w czymś, w czym zaraz znajdę
brzydotę. Wtedy uciekam do konkurencji rekompensując wcześniejszą brzydotę
pięknem. Ale po chwili i w tej pozornie lepszej opcji widzę obrzydlistwa i wady
i tak wracam do punktu wyjścia.
Ma to swoje zalety. Tacy ludzie z reguły są mniej wybredni,
łatwiej ich zadowolić, potrafią znaleźć plusy w pozornej beznadziejności.
Bez minusów by się nie obyło, a jak. Dysonantyści, tak ich
nazwiemy. Są wiecznie niezdecydowani, łatwo się przywiązują, nieco szybciej się
nudzą, są wyczuleni na bodźce.
Wieś czy miasto?
Mam to błogosławieństwo i przekleństwo, ze
mogę bardzo praktycznie sprawdzić gdzie czuje się lepiej.
Kiedy byłam młodsza wyjazd na wieś nie wchodził w grę.
Łączyło się to z wiecznym kręceniem nosem, że nuda, nie ma internetu, wiecznie
jest coś do zrobienia.. nie, nie. Lecz wraz z dojrzewaniem wszystko zmieniło
się o 180 stopni. Możliwość spędzenia dłuższego czasu na wsi, gdzie nikogo nie
znam, jest spokój i cisza było wydarzeniem pełnym podnieceń. Właśnie tu, w tym
starym poniemieckim domostwie, pomiędzy
cmentarzem a ścianą lasu muzyka piękniej brzmi, kawa smakuje intensywniej,
książkę dwa razy bardziej się przeżywa. Może właśnie to jest to, co ludzie
nazywają relaksem. Nic ci nie rozprasza, jest wspaniale. Nawet jeżeli trzeba
coś pomóc w gospodarstwie, nie jest to większym problemem a wręcz przyjemnością,
że można pomóc i zrobić coś pożytecznego.
Doceniłam wieś, kiedy każdego
ciepłego poranka, z włosami w nieładzie, zaspanymi łzami w kącikach oczu,
kapciuszkach i kubkiem kawy robiłam rundkę dookoła domu. Zawsze bez wyjątku
towarzyszyła mi ukochana psina, która człapała tuż obok jakby wprowadzając mnie
w nowy dzień. Z tylnej części domu jest widok na otwarte pola, pojedyncze
drzewa i niedziałający stary młyn. Wtedy przecieram wierzchem dłoni zaspane powieki,
biorę porządny łyk kawy i głęboko wzdycham. Patrzę na horyzont i myślę „Ah. Jak
ładnie.”. Drugiego dnia tak samo, trzeciego i czwartego i następnego też. „Ah.
Jak ładnie.” Nie pięknie, tylko zawsze ładnie. Bo po prostu jest ładnie. Nie
umiem wyjaśnić tego, ale ten widok nie jest piękny. Tylko ładny, a nawet bardzo
ładny. Chyba, że pada deszcz.
Po deszczu zawsze wychodzę, patrzę na mokre kamienie, na
kielichy kwiatów wypełnione wodą. Najgorsze jest kiedy widzę spływające powoli
krople po liściach. Zawsze wtedy słyszę muzykę techno. Wyobraźcie sobie. Powoli
spływa kropla, patrzę. I na krótką sekundę widzę światła jak na parkiecie
wielkiego klubu i słyszę dudnienie techniawy. Po takim przebłysku znów widzę
tylko liścia, z kroplą która trzyma się na krawędzi. I znowu dudnienie, bawiący
się ludzie. Kropla spadła. Czas wracać do miasta, do ludzi.
Nie wytrzymuje.
Czas
porzucić okropne pustelnicze życie, ubrać , umalować i do miasta, do miasta, do miasta! Spalin,
starych komunistycznych wieżowców, spalin, reklam i bilbordów, spalin, świateł,
spalin, hipermarketów, spalin, obklejonych gumami chodników, spalin proszę
spalin!
W mieście przeżywam około dwudniową kwarantannę. Czuje się
taka oderwana, ludzi których tak pragnęłam jest za dużo. Za dużo rozmów i tych
twarzy ładnie wymalowanych i włosów pięknie wyprostowanych. Wtedy mój
introwertyzm kumuluje się w wielką gulę, którą trudno przełknąć za jednym razem
bez gryzienia. Ale jakoś to robię, czuje ucisk w gardle i pot na skroniach ale
wiem, że będzie dobrze. Będzie dobrze.
W mieście lubię dwie pory dnia. Każdy
wieczór i tylko weekendowe poranki. Popołudnia są obrzydliwe. Wieczór, kiedy
jest ciemno, bo tak narzucił nieboskłon, ale latarnie, żółte kwadraty okien i
jasność sklepów. Ta iluminacja otula mnie. Ciemność jest taka przyjemna i gęsta
, taka filmowa, a te światła jak punkt zaczepienia,
czuje ten dreszcz, dreszcz. Taka pora jest trudno uchwytna i tylko w niektórych
miejscach ale da się to zrobić. W każdym mieście, tym mniejszym i tym bardzo
dużym jest chwila i miejsce gdzie można to uchwycić . Jeżeli udało wam się
kiedyś tego doświadczyć idealnie zrozumiecie o co mi chodzi. Dla reszty to
będzie zwykły bełkot, ale polecam wam poszukać tej chwili i tego miejsca.
Wspaniałość, urbanistyczna wspaniałość. Zakochałam się w takim widoku w Grecji,
w pewnym turystycznym miasteczku. Kiedy w nocy spacerowałam po promenadzie, na
lewo głęboka czerń i szum morza a po prawej kafejki, światła, dyskoteki i uśmiechnięci
pijani ludzie. I promenada, która to wszystko oddzielała. Najlepsze miejsce
pomiędzy dwoma tymi odległymi światami, niczym mityczny Styks.
I jeszcze weekendowe poranki. To już tylko dla wariatów,
którzy nie mają syndromu dnia poprzedniego (kaca) czy tych, którzy nie
wykorzystują czasu aby wyspać się chodź raz w tygodniu po pracy czy szkole. I
właśnie, masa śpi albo rzyga. Jest pusto, najlepiej jak jest jeszcze wilgotno.
Przejedzie samochód, wydaje się, że nie pasuje na nitce dróg, nie powinno go tu
być. Przejeżdża zagubiony, znika, dobrze. W weekendowe miejskie poranki najpiękniejsze
jest mieszanie się światła i cienia. Ta chwila, kiedy świeże i cieple światło
wschodzącego słońca dotyka ziemi. Inne promienie trafiają na przeszkodę w
postaci bloków i wieżowców. Tworzą się linie, mozaiki światła i cienia.
Przechodząc pomiędzy gruntami oświetlonymi a nieoświetlonymi. Czujemy rześkość
nowego dnia, z drugiej strony jakieś niedopasowanie. Powinniśmy być w łóżku.
Lecz jak każda chwila zachwytu, mija i ulatuje i miasto
ponownie mnie męczy. Coś jest nie tak, potrzebuje załadować energie, zedrzeć
lepkie warstwy brudu wcześniej tak złakniona spalin. Wsi! Potrzebuje na wieś. I
na wsi znów „Ah. Jak ładnie” i tak do pierwszego deszczu. Wracam do miasta,
weekendowy poranek i kaskada spalin: potrzebuje wsi.
Mogłoby się wydawać, ze to dość uporządkowany rytm życia.
Niby tak, ale bardzo dzielący komórki wewnątrz organizmu.
Żyje z dysonansem. Ah, jak ładnie.
9 kwietnia 2015
Krew o smaku malinowym
Na podłodze leży stłuczony słoik z sokiem malinowym. Kawałki
szkła wymieszały się z czerwoną cieczą. Sprzątam bałagan, pokaleczone palce.
Język rejestruje słodki smak malin pomieszany z metaliczny posmakiem krwi. Nie
jestem pewna, czy w moich żyłach płynął sok malinowy a w słoiku była krew. Może
właśnie tak zawsze jest. Jeżeli człowiek jest zdolny do namiętności i kochania,
nie powinien być wypełniony słodkim sokiem? A nie obrzydliwą, pełną leukocytów,
biologicznym płynem? Czy to właśnie nas tworzy? Same składniki niesmaczne,
śmierdzące, wstydliwe…
18 marca 2015
Psie podziemie
Są sprawy i rzeczy, w które już w ogóle nie wierze. Ale
istnieją i takie, gdzie wierze połowicznie. Czyli czasem wydają mi się tak
absurdalne, że nie mają prawa bytu. Lecz po chwili znajduje do nich wiele
logicznych rozwiązań. Na przykład w ogóle nie wierze w wróżkę zębuszkę ani w
to, że pieniądze szczęścia nie dają. Za to połowicznie wierze w to, że mój pies
jest tajnym agentem. Naprawdę. Może należy do jakiejś tajnej organizacji, która
zrzesza wszystkie psy świata. Są wielką podziemną metropolią i działają tuż
pod nosem człowieka. Zastanówcie się nad
tym.
Są takie chwilę w ciągu dnia, gdzie nasz pupil znika nam z oczu. Jednak my na to nie zwracamy specjalnej uwagi, bo wydaje nam się to dość nieciekawy aspekt, który zaśmiecałby nasze umysły. No bo tu na trzecią do dentysty, trzeba dzieci odebrać z przedszkola no i mleko się skończyło. Tyle spraw, więc proszę was łaskawie, o tym co mój pies robi w czasie wolnym już mnie nie interesuje. Ale powracając do meritum. Siedzą one w tych swoich budkach, pewnie mają wszędzie nadajniki komunikacyjne. A może pod zlewem, obok miski albo przy sedesie? Brzmi to dziwnie i abstrakcyjnie ale nie jest nie niemożliwe. Powstało wiele bajek i filmów o psich agentach, którzy ratują swego ukochanego człowieka ze szponów okrutnych kocurów. Takie filmy nie wzięły się znikąd. Pewnie nie mnie pierwszą nurtuje ta sprawa.
Są takie chwilę w ciągu dnia, gdzie nasz pupil znika nam z oczu. Jednak my na to nie zwracamy specjalnej uwagi, bo wydaje nam się to dość nieciekawy aspekt, który zaśmiecałby nasze umysły. No bo tu na trzecią do dentysty, trzeba dzieci odebrać z przedszkola no i mleko się skończyło. Tyle spraw, więc proszę was łaskawie, o tym co mój pies robi w czasie wolnym już mnie nie interesuje. Ale powracając do meritum. Siedzą one w tych swoich budkach, pewnie mają wszędzie nadajniki komunikacyjne. A może pod zlewem, obok miski albo przy sedesie? Brzmi to dziwnie i abstrakcyjnie ale nie jest nie niemożliwe. Powstało wiele bajek i filmów o psich agentach, którzy ratują swego ukochanego człowieka ze szponów okrutnych kocurów. Takie filmy nie wzięły się znikąd. Pewnie nie mnie pierwszą nurtuje ta sprawa.
Teraz ciekawe czym taka organizacja by się zajmowała? Może
testują nowe karmy albo smycze! W swoich psich laboratoriach. Zapewne mają
konszachty z wielkimi koncernami produkującymi akcesoria dla pupili i tak się
cały interes kręci. A może psy miały znaczenie w ważnych wydarzeniach historycznych?
Piramidy, Stonehenge, rewolucja francuska? To byłby odlot. Właśnie, od ponad 70
lat brytyjska rodzina królewska upodobała sobie psy rasy corg.
Bardzo inteligenta rasa. Przypadek? Nie sądzę.
Bardzo inteligenta rasa. Przypadek? Nie sądzę.
Ciekawe czy w tej wielkiej strukturze istnieje podział ze
względu na rasy. Może jest jakiś rodzaj psiego rasizmu? Niemożliwe, psy to
inteligentne i dobre stworzenia (w przeciwieństwie do innych, bardzo nam
bliskich) więc taka głupota jak rasizm wśród nich nie istnieje.
Skreślam myśl.
Skreślam myśl.
Patrzę tak teraz na mojego psa, który leży sobie wygodnie na
dywaniku i drzemie. Jest to ogromne psisko owczarka belgijskiego. Zastanawia mnie
jaką rolę w tej swojej psiej firmie mógłby pełnić. Może jest takim Stevem, nosi
kawę szefowi i jest popychadłem kolegów z pracy. Taki biedak, który nic na
razie w życiu nie osiągnął ale jest przystojny i ma to coś. Wiecie o co mi
chodzi, taki typowy Steve, przykładowy bohater komedii romantycznych. Na
początku nie pozorny, a kończy jako podziwiany i lubiany, no i ta długonoga
blondynka się w nim zakochuje. O rany, mam nadzieje, że mój piesio nie jest
takim Stevem. A co jeżeli jest kimś wysoko postawionym i szanowanym?! Szefem,
albo liderem z którego szczeknięciem się wszyscy liczą. A wy zbieracie kupy
swoich psów, miziacie po brzuszkach i wyciągacie kleszcze. Wyciągacie kleszcza
szefowi. Już sama nie wiem, gubię się w swoich myślach. Patrzę w kasztanowe
oczy swojego psa. Nie jestem pewna czy to wzrok proszący o szynkę pomieszany z
uroczą głupotą, czy wzrok proszący o szynkę pomieszany z ironicznym uśmiechem
który mówi „Staaary, mamy głowice antyrakietowe na trzech kontynentach”. Nie
wiem, nie wiem. Miałam kolejną myśl, kiedy moja psina poczłapała powoli do
mnie, szturchnęła mnie mokrym nosem o kolana prosząc o chwilę uwagi. Głaszcząc
umiejętnym ruchem tuż za uszkiem i widząc ten radośnie merdający ogon
stwierdzam na końcu, że te stworzenia są aby je kochać. Dać im dużo ciepła i
zrozumienia, a one odpłacą nam się z nawiązką.
Subskrybuj:
Posty (Atom)